poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ostatnia Niedziela Adwentu

Dzisiejszego niedzielnego poranka postanowiliśmy sobie dłużej pospać w łóżku. Jednak jak to z takimi postanowieniami bywa, Piotruś miał inny plan. Obudził mnie wcześniej niż zazwyczaj bo o 8.30 (to i tak nie jest źle, bo wiosną budził nawet o 6.00). Ten poranek był inny niż zazwyczaj w niedziele - spokojny, nieśpieszny i bardzo miły. Na dworze przez moment zrobiło się szaro i zaczął padać śnieg z deszczem, zapaliłam więc lampki i choinkę i spędziłam czas na zabawie z synkiem w salonie. Czułam w sercu wyjątkową radość ze zbliżających się wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia.

W tym dniu mąż odsypiał po piątkowo - sobotnich dynamicznych wydarzeniach w pracy i wyjątkowo pojechaliśmy później na Mszę Świętą do kościoła. Postanowiliśmy ten dzień spędzić razem w domu, w naszym ulubionym salonie przy blasku świec, ubranej w piątek przez mnie choinki, w spokoju i radości :-)

Bardzo nam się ten dzień podobał, odpoczęłam jakoś tak psychicznie. Lubię takie leniwe dni, a jest ich bardzo mało w naszym kalendarzu, ponieważ często gdzieś wyjeżdżamy, kogoś odwiedzamy, itd.

Dzisiaj ostatnia niedziela adwentu, zapaliliśmy ostatnią już czwartą świecę w wieńcu adwentowym.
Dom udekorowałam drobnymi ozdobami świątecznymi. Bardzo lubię biel, czerwień i zieleń choinki oraz świeżych gałązek a do tego obowiązkowo lampeczki w ciepłym, żółtym odcieniu.


W ubiegłym tygodniu Marcin kupił choinkę :-) Kupujemy żywą, ale ciętą, ponieważ nie mielibyśmy gdzie posadzić takiej choinki w donicy. Mamy wprawdzie własne (to znaczy rodzinne) podwórko oraz ogródek, ale tam raczej nie ma miejsca już na drzewko. Od zeszłego roku kupujemy jodłę kaukaską, nie sypie nam się ani nie więdnie, a trzymamy ją zawsze do Matki Bożej Gromnicznej :-)
Jest bardzo ładna, taka zielona. Mieliśmy ubrać ją razem w piątek, ale mąż niestety był zajęty pracą w domu, więc ubrałam ją sama w towarzystwie synka. To będą jego pierwsze święta - ach jak się cieszę!


Nasza choinka nie ma dużo bombek, w tym roku szklane białe bombki zostały w pudle, ponieważ bałam się, że przy synku któraś mogłaby się potłuc. Zawiesiłam więc plastikowe oraz ulubione ręcznie wykonane zawieszki w kształcie serca, które kupiłam w zeszłym i obecnym roku na jarmarku świątecznym. Na choince znalazły się też ceramiczne aniołki hand made a także drewniane zawieszki, które kiedyś dostałam od zaprzyjaźnionej pani Zosi :-) Na koniec wykonałam własnoręcznie zwykły łańcuch z białego papieru ksero, ponieważ brakowało mi bieli na choince - było po prostu zbyt zielono ;-)



W tym roku po raz pierwszy zawiesiłam w kuchni pod lampą jemiołę, a co ;-) Zauroczona naturalnymi dekoracjami roślinnymi, które zobaczyłam na jednym z moich ulubionych blogów u Reni o tutaj, podczas spaceru z synkiem po lesie przytaszczyłam kilka "chabazi" ;-) A oto, co z nich powstało: 



Zrobiłam sobie taką naturalną dekorację z gałęzi, choinek i szyszek i włączyłam światełka. Żałuję tylko, że nie mam takich maleńkich światełek najlepiej z jakimś przezroczystym okablowaniem, bo trochę mnie "rażą" te ciemnozielone kabelki, są zbyt masywne i za bardzo "rzucają" się w oczy. 
Podobną dekorację wykonałam Piotrusiowi do pokoju:



Podczas tegorocznych wakacji, leśnicy prowadzili wycinkę w naszym lesie w celach porządkowych, teraz pozostało pełno gałęzi brzozy i licznych drzewek iglastych - jest w czym wybierać ;-)

Kochani, jest to mój ostatni post przed Świętami Bożego Narodzenia. Pragnę więc podziękować Wam za to, że jesteście, że odwiedzacie i czytacie mojego bloga. Daje mi to ogromną radość :-)) Zastanawiam się nad Candy dla Was, mam kilka poduch "na warsztacie".. Nigdy nie organizowałam takiej zabawy, ale muszę w końcu się za to zabrać. Co Wy na to? Bylibyście zainteresowani rozdawajką ? Wszak jest co świętować: mój blog liczy już sobie ponad roczek, idą święta, zbliża się też Nowy Rok 2015 :-)

Moi Drodzy:


Zdrowych i Radosnych 
Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w rodzinnym gronie
wśród bliskich, przy blasku choinki
przy śpiewie kolęd, przy wspólnym stole.
A przede wszystkim aby Dzieciątko Jezus narodziło się
w Waszych sercach, by na Ziemi zapanowały pokój i miłość
życzy Patrycja
z Pracowni u Pati
wraz z mężem i synkiem.



Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2015!

sobota, 20 grudnia 2014

Dobre wspomnienia - zabawa.

Zostałam zaproszona do ciekawej zabawy, polegającej na przywołaniu dobrych wspomnień ze swojego życia. Takich które utrwaliły się w naszej pamięci i wywołują na twarzy uśmiech. Do zabawy zaprosiła mnie Sylwia z bloga Sylwianna1985. 

Jest to dla mnie trudne zadanie ponieważ mam tych wspomnień sporo :-)

Pierwsze z nich to oczywiście..moje dzieciństwo:

Dzieciństwo wspominam niesamowicie, z takim ciepłem, ze szczęściem, spokojem i radością, z bezpieczeństwem. Po pierwsze moja Mama, która wychowywała mnie i brata w domu, zawsze była przy nas, spędzała z nami czas. Żeby nie powstał przypadkiem referat na temat tamtego okresu postaram się przypomnieć te najbardziej szczególne wspomnienia.
Pamiętam zabawy z bratem w dom, w namiot, w sklep, w szkołę, w lekarza..wspólnie spędzane święta - to mi się "zaryło" na zawsze w pamięci: wspólne przygotowania, wspólne spacery, wspólne spędzanie ze sobą czasu, oglądanie świątecznych bajek i filmów familijnych. To ciepło, ten spokój - coś pięknego. Z dzieciństwem kojarzę jeszcze książki i za to Mamie ogromnie dziękuję - uwielbiałam książki, Mama zaprowadzała mnie do biblioteki, wypożyczała sobie literaturę i wybierałyśmy książeczki dla mnie. Najpierw Mama mi czytała w domu, potem sama się zastanawiałam - jak te książki się czyta, czy od dołu do góry, od lewej, czy od prawej strony :-D Bardzo chciałam nauczyć się czytać a Mama mi w tym pomagała i tak w wieku 6 lat umiałam płynnie czytać (przez co w zerówce nudziło mi się w trakcie nauki czytania). Potrafiłam też bez problemu wymówić literę "r" i do dzisiaj pamiętam chwilę, kiedy po raz pierwszy poprawnie ją wypowiedziałam :-)
Z okresem dzieciństwa wiążą się też wakacje u rodziny na wsi, które spędzaliśmy całą naszą czwórką: ach pamiętam tą podróż całodniową pociągiem, potem autem, pamiętam zabawy z kuzynami i typowo wiejski domek mojej św. pamięci babci, w którym pachniało rodzynkami, stała bańka z mlekiem prosto od krowy, na ścianie wisiała makatka i ..mogłabym tak jeszcze wspominać i wspominać ;-) 

Szczególnie pamiętam też mój pierwszy wyjazd nad morze do Trójmiasta na obóz stypendystów Dzieło Nowego Tysiąclecia. Był to niesamowicie radosny choć bardzo intensywny czas. Poznałam wspaniałych ludzi, a spędzony czas obfitował w bogate doświadczenia. Umocniłam się też duchowo, a samym morzem, a raczej jego pięknem i potęgą byłam oczarowana. Zakochałam się też w Gdańsku i ta miłość trwa i trwa :-)

Bardzo ciepło wspominam też czas, kiedy mieszkałam razem z moimi dziadkami, a trwało to dobrych kilka lat. Uwielbiałam rozmowy z moją babcią przy obiedzie, kolacji, kawie, czy przy okazji zwykłych zajęć domowych. A na pogaduchy najczęściej zbierało nam się gdy już trzeba było kłaść się spać ;-) Babcia lubiła przy szklance kawy oglądać sobie ciekawe seriale lub programy w telewizji i zawsze miała wtedy w ręku jakąś robótkę - dywanik lub robótkę na szydełku. Zawsze podziwiałam u babci tą cierpliwość i wytrwałość przy robótkach. I myślę, że syndrom "niespokojnych rąk" mam właśnie po babci. Bo ja też nie potrafię tak po prostu oglądać telewizji, czy towarzyszyć "bezczynnie" synkowi, który akurat sam świetnie bawi się, badając otoczenie. W takich sytuacjach albo szydełkuję, albo projektuję albo pruję coś, czego nie udało mi się uszyć :-) 

Z wielką nostalgią i uśmiechem wspominam też mój 7- miesięczny pobyt u rodziców i brata w Anglii zaraz po maturze. Bardzo lubię wracać we wspomnieniach do tego okresu. Po raz pierwszy wyjechałam wtedy poza granice Polski i byłam zachwycona Anglią i jestem nią do tej pory oczarowana, a co więcej, miłością do tego kraju zaraziłam również mojego męża. Wtedy rodzice mieszkali w cudownej malutkiej miejscowości w środkowej Anglii - Mayfield w hrabstwie Derbyshire. Ach te przepiękne krajobrazy pełne łąk, krów, dzikich królików, niesamowicie urokliwych kamiennych murków, kościółków, domków, ogródeczków. Wspaniałe w swej urodzie miasteczka pełne klimatycznych uliczek, sklepów, ceglanych lub kamiennych domków - UWIELBIAM te klimaty. Pamiętam spacery z psem, z rodzicami, przejażdżki autobusami, niezwykle sympatycznych i zawsze zagadujących do mnie kierowców oraz równiusieńkie kolejki pasażerów do wejścia do autobusu (a niechby ktoś spróbował się niegrzecznie wepchać do takiej kolejki ;-). Pamiętam również moją pierwszą podjętą właśnie w tym kraju pracę sezonową w fabryce ciastek - mogłabym o niej opowiadać i opowiadać. To była moja najsympatyczniejsza praca w życiu :-)

Kolejne miłe wspomnienia związane są z okresem, kiedy nie uczyłam się, a przygotowywałam się do egzaminów na Akademię Sztuk Pięknych. Całymi dniami rysowałam lub malowałam i słuchałam Radio Eska. W pokoju mojej świętej pamięci prababci zorganizowałam sobie pracownię - było super - taki żywot artysty ;-) Natomiast niesamowicie rozwinęłam swoje umiejętności podczas lekcji rysunku u pewnego katowickiego artysty (celowo nie podaję nazwiska), który przygotowywał mnie do egzaminów w tamtym czasie. Nigdy nie nudziło mi się podczas tych zajęć bo mój nauczyciel bardzo ciekawe rzeczy opowiadał, można było z nim porozmawiać na każdy temat :-) Pamiętam z uśmiechem kiedy po raz pierwszy poszłam na lekcję. Pracownia mieściła się w starej katowickiej kamienicy na strychu, drzwi otworzył mi wychudzony mężczyzna z siwymi włosami, w podartych dżinsach i dziurawej skarpecie. Byłam wystraszona nie na żarty, jednak gdy zobaczyłam jakąś dziewczynę rysującą przy sztaludze - odetchnęłam ;-D Nigdy tak dużo nie rysowałam jak wtedy. Tęsknię za tym, ale niestety doba trwa tylko 24h a ja tych zainteresowań mam aż za dużo. Może kiedyś...kto wie.

Na ASP nie dostałam się, więc poszłam na prywatną uczelnię na mój wymarzony kierunek Architekturę Wnętrz. I choć było bardzo ciężko, bo projektów było bardzo dużo i żeby móc opłacić studia, pracowałam fizycznie w tygodniu i po godzinach, to te 6 lat studiów tak rozwinęły mi skrzydła w dziedzinie projektowania, że z radością wspominam ten okres. Projekty dawały mi strasznie duuużo satysfakcji - czułam, że robię to, co kocham. Poznałam innych kreatywnych ludzi, którzy mnie dodatkowo inspirowali i mobilizowali do działania. Mam nadzieję, że uda mi się któregoś dnia zdobyte umiejętności przekuć w biznes - marzę o tym od dawna :-)

A same radosne wspomnienia mam w głowie odkąd poznałam swojego męża i tak naprawdę wtedy rozpoczął się szczęśliwy okres w moim życiu. To nadaje się oczywiście na zupełnie inny post, ha ha :-D Pamiętam nasze pierwsze randki, to w jakim swetrze Marcin był ubrany, pamiętam nasze wycieczki, niespodzianki, zaręczyny (ach!), ślub, małżeńskie wypady do Wiednia, Rzymu, na narty, nad morze, itd...Może kiedyś napiszę o tym na blogu, zobaczymy :-)

I na koniec..oczywiście nasz PIOTRUŚ -dzień kiedy rozpoczął się poród i końcową fazę już na porodówce wspominam i do końca życia będę wspominać jako MAGICZNE CHWILE, nie umiem tego opisać, po prostu nie pamiętam bólu tylko MAGIA :-))

A teraz zapraszam do zabawy Asię z blogów Misja Macierzyństwo oraz Kobiecym Okiem oraz Mamę Laury i Lilki z bloga Mamine Skarby :-)

Uściski :-*










piątek, 12 grudnia 2014

Piotruś skończył 10 miesięcy.

Wczoraj Piotruś skończył 10 miesięcy. Wiele się w ciągu tego ostatniego miesiąca wydarzyło. Synek stał się bardzo ruchliwy i głośno wyraża swoje zdanie, jest naszą małą przylepką pełną uroku :-)

Patrzcie co mam - takie zabawki najbardziej mi się podobają ;-)
Rozwój fizyczny
W dalszym ciągu Piotruś uwielbia być na rączkach, ale ostatnio często wierci się i chce poruszać się po podłodze. W swoim pokoju ma wielki szary dywan, aby mu było cieplej, bo podłoga jest chłodna (mieszkamy na parterze). Jednak jego najważniejszym celem jest jak najszybciej znaleźć się na podłodze. Piotruś ma pełno zabawek, jednak zauważyłam, że słabo go one interesują, dużo ciekawsze jest wzięcie kabla do buzi, zbadanie moich kapci, mojej książki/gazety/notesu/telefonu i innych akcesoriów leżących gdzieś obok. Bardzo ciekawi go otaczający świat. Maluch nauczył się wyciągać palec wskazujący i potrafi już paluszkami sprawnie manewrować i wziąć do buzi coś małego, z tego względu muszę bardzo uważać, co znajduje się w zasięgu jego ręki. W dniu, w którym skończył 10-ty miesiąc, synek zaczął przygotowywać się do raczkowania. Opiera się na samych dłoniach, podnosi do górę pupcię i tak na czworaka próbuje pupcią wyginać się do tyłu i do przodu -wygląda to przeuroczo :-) W czasie pełzania Piotruś tak mocno wypina pupcię jakby próbował sobie usiąść, także widzimy, że rozwija się i to jest dla nas najważniejsze.
Ciężko też teraz przewinąć bobasa, gdy tylko położę go na plecach głośno protestuje i muszę go zabawiać, by móc zmienić pieluszkę.

Rozwój emocjonalny
Na początku listopada Piotruś ogromnie polubił kąpiele - zaczął sobie siedzieć w wanience i chlapać wodą we wszystkie strony, bawił się też zabawkami, a gdy wyciągaliśmy go z wody był bardzo niezadowolony. Niestety coś się stało..nie jesteśmy pewni - pewnego dnia zachwiał się i stracił równowagę - oczywiście asekurowałam go, ale Piotruś się wystraszył, zaczął płakać i krzyczeć, więc wyciągnęliśmy go z wody. Następnego dnia jeszcze się kąpał, ale w połowie znowu zaczął płakać i w kolejne dni już nie dało się włożyć synka do wanny. Trzymał się kurczowo wanienki i płakał. Szkoda. Przez kilka dni myliśmy go metodą "na sucho", a od niedawna wkładamy go gołego do suchej wanny bez wody razem z miseczką z wodą do mycia i tak wyglądają nasze kąpiele. A mimo to, Piotruś nie czuje się pewnie - widzimy, że ma uraz.
Synuś czuje się bezpiecznie u tatusia, przytula się do niego i potrafi mu zasnąć na rękach.
Głośno potrafi też wyrażać swoje niezadowolenie z powodu odebrania interesującego przedmiotu, który jest dla Piotrusia nieodpowiedni: kubek z kawą, kabel, kapcie, itd ;-) Synuś lepiej już sypia w nocy, nie budzi się co godzinę jak dawniej, także jest fajnie ;-) wysypiamy się.
Cieszy się na widok pieska lub kota.

Rozwój intelektualny
Piotruś jest bardzo mądry, dużo rzeczy rozumie: wie, że w pojemniku są jego zabawki a w koszyczku książki, próbuje z nich wyciągnąć interesujący przedmiot. Wie, gdzie znajduje się "sarenka" w naszym domu, czy obrazek Pana Jezusa. Wie również jak protestować, jak się bronić przed niechcianą zupką, czy w sytuacji, kiedy próbuję umieścić go w "krzesełku do zabawy" a on tego nie chce- pręży się i wygina ciało w przeciwną stronę :-)) Wie również, co zrobić, gdy tata próbuje wziąć Piotrusia z moich rąk a on chce być przy mnie - wczepia się palcami mocno w moją bluzkę i nie chce puścić. Śmiać mi się czasem chce jak nie wiem kiedy widzę, jak synuś sprytnie potrafi postawić na swoim ;-)

Rozszerzanie diety
Z jedzeniem jest niestety gorzej. Piotruś ma bardzo często takie dni, kiedy bardzo mało je, zje trzy łyżeczki zupki, czy kaszki i więcej nie chce - odpycha zdecydowanie rączką. Jednak gdy mąż próbuje go zabawić udaje się mu przemycić ze trzy kolejne łyżeczki. Kiedy widzę, że synek odpycha łyżeczkę, wtedy staram się dawać mu jedzenie do rączki: ziemniaczka, chlebek, owoc, czy jajecznicę. Piotruś ogromnie polubił biszkopciki. Ponieważ potrafi już wziąć do buzi małe kawałki jedzenia, to idzie mu dużo łatwiej niż dawniej i praktycznie wcale się nie krztusi. Najgorsze jest to, że maluszek nie ma jeszcze zębów, więc muszę mu dawać takie produkty, które będzie w stanie zgnieść dziąsłami.

Zdrowie 
Nasz synek przeszedł w tym miesiącu swoją pierwszą chorobę - trzydniówkę. Na szczęście przeszedł ją bardzo łagodnie. Gorączka nie była wysoka i bez problemu dawała się zbijać syropkiem. Jednak w czasie gorączki w ogóle nie chciał się bawić, był bardzo słabiutki i ciągle sobie podsypiał. Nosiłam go więc i przytulałam oraz pozwoliłam mu spać na rękach by czuł się bezpiecznie. Po trzech dniach wystąpiła wysypka na plecach, karku, brzuszku i pupci, która ustąpiła z kolei po dwóch dniach.

Poza tym nasz Piotruś jest baaaardzo bardzo radosny, wesoły i skory do psot :-)
Nasz słodziak :-)

piątek, 5 grudnia 2014

Czas adwentu.

Adwent to wyjątkowy czas w całym roku - uwielbiam ten okres oczekiwania na Święta Bożego Narodzenia. W tym roku święta będą dla nas o tyle bardziej wyjątkowe niż dotychczas, ponieważ spędzimy je po raz pierwszy razem z naszym syneczkiem. Wracając do adwentu, jak co roku pragnę go przeżyć wyjątkowo - od strony duchowej jak i tej cielesnej, czyli materialnej.

Od strony duchowej razem z mężem uczestniczymy w cowieczornych adwentowych  rozważaniach Modlitwy w drodze za pośrednictwem internetu. Mamy też swoje postanowienia adwentowe, a każdej niedzieli zapalamy świecę w wieńcu adwentowym i spędzamy ze sobą miło czas w naszym ulubionym salonie.

Z kolei od strony materialnej planuję przygotowania, robię listę potraw świątecznych, szukam prezentów dla najbliższych, planuję dekoracje i wysyłkę kartek świątecznych. Przyłączyłam się również po raz trzeci do akcji Robótka 2014 aby wesprzeć tych, którzy potrzebują po prostu serca, ciepła, dobrego słowa. Zachęcam i Was do udziału :-) Czyli jak to ja: planuję, główkuję, kombinuję. Grudzień to jest dla mnie też bardzo frustrujący miesiąc, ponieważ mam zbyt wiele pomysłów, inspiracji i planów a zbyt mało czasu. I tak jest co roku :-) Z pewnością nie wszystko zrealizuję, może tylko połowę albo 1/3 tego, co bym chciała.

Udało mi się wykonać kalendarz adwentowy - nieodłączny element tego wspaniałego czasu. Zanim Wam go pokażę, pozwólcie na chwilę refleksji :-) Kalendarz adwentowy bardzo mocno kojarzy mi się z dzieciństwem i to nie tylko z tymi popularnymi czekoladkowymi kalendarzami, ale z tymi, które robiła mnie i mojemu bratu nasza Mama :-) W ogóle przyznam szczerze, że póki spędzałam święta z rodzicami i bratem w naszym wspólnym rodzinnym domu, Boże Narodzenie a wcześniej jeszcze adwent były dla mnie czasem po prostu MAGICZNYM. Wspólne wykonywanie ozdób choinkowych, dekoracji, stroików, kartek, rysowanie, klejenie - nigdy tego nie zapomnę. Od kiedy spędzamy święta osobno, nie czuję już tej magii. To już nie jest to. Jednak czuję, że tą magię, którą czułam jako dziecko muszę teraz przekazać synkowi. I już w tym roku Święta będą inne - wierzę, że radośniejsze i szczęśliwsze bo w trójeczkę :-) Wracając do kalendarza z dzieciństwa - pamiętam jeden szczególnie. Składał się z małych rożków, w których zawsze znalazło się coś słodkiego. Rożki były kolorowe i przywiązane sznureczkiem tylko nie pamiętam do czego..Bardzo mi zapadł w pamięć ten kalendarz - był piękny.

W tym roku nie planowałam żadnego kalendarza. Jednak co tu dużo pisać - gdy zobaczyłam na Waszych blogach  Wasze wspaniałe pomysły na kalendarz to po prostu pozazdrościłam - ja też chcę, o! Wykombinowałam więc w głowie prosty kalendarz zapracowanej żony dla męża (bo synek jeszcze za malutki) :-)



Bazą jest biały wianek z serduszkiem i dekoracyjnymi wstążkami, który kupiłam roku temu od Ani z Inspira Studio. Powiesiłam go na drzwiach do naszej sypialni. Specjalnym dziurkaczem wycięłam zestaw kółek o średnicy 5 cm i w środku każdego z nich wypisałam słowa pochwały, podziękowania, złote myśli lub propozycje na wspólne spędzenie czasu :-) Karteczki przewiązałam wstążkami i zamocowałam w wianku. Jest to pomysł tani, prosty a ile dobrego wnosi każdego dnia :-) Jak Wam się podoba?

Poniżej przedstawiam Wam inspiracje na kalendarz adwentowy, które znalazłam w serwisie Pinterest na moim profilu. Więcej możecie znaleźć na zaprzyjaźnionych blogach kreatywnych, co jeden to piękniejszy :-)







Pozdrawiam życząc owocnego przeżywania czasu adwentu. Czy zrobiliście już kalendarz dla swoich bliskich?

czwartek, 4 grudnia 2014

Projekt Tak sobie poznaję: EKOLOGICZNY BRZDĄC

Ekologia, ekologia, ekologia..jak o tym opowiedzieć niemowlęciu ? Najlepiej przez zabawę :-)
Na początek jednak dodam kilka słów czym dla mnie jest ekologia. Jestem zdecydowanie zwolenniczką dbania o środowisko oraz o przestrzeń, która nas otacza. Razem z mężem segregujemy śmieci: plastiki, szkło, papier, zakrętki po butelkach przekazujemy na zbiórkę charytatywną, a odpadki z żywności idą na potrzeby kur, które nasz dziadek z troską pielęgnuje ;-) Nawet skorupki po jajkach dziadek każe zbierać ponieważ kury je bardzo lubią. W naszym mieście za jedną opłatą zbierane są segregowane odpady w każdej ilości. Muszę przyznać, że w naszym domu najbardziej o ekologię dba mój mąż, którego bardzo podziwiam za to. Można powiedzieć, że jest strażnikiem domu jeśli chodzi o dbanie o środowisko oraz o nasze portfele. Przy zmywaniu naczyń nalewa płyn do kubeczka by starczył na dłużej, zawsze do końca opróżnia wszelkie tubki po kremach (szczególnie Piotrusiowych, które sporo kosztują), pilnuje segregowania śmieci. Przyznam, że mnie się czasem nie chce..i z lenistwa zdarzy mi się wrzucić śmieci nie tam, gdzie trzeba - wtedy mąż przywołuje mnie do porządku ;-D 

W naszym otoczeniu najbliższym nawet, niestety nie wszystko nam się podoba: palenie liści i śmieci to jest to, czego chyba najbardziej nie znoszę oraz wyrzucania śmieci do lasu, co u nas zdarza się notorycznie :-(  Palenia liści i śmieci nie znoszę z powodu smrodu i trucizny, którą musimy wdychać my i nasz syn przy okazji spaceru, czy wietrzenia mieszkania. Nie do końca takie postępowanie wśród ludzi jest dla mnie zrozumiałe, szczególnie, że w naszym sąsiedztwie wszystkie śmieci łącznie z gałęziami, liśćmi, itd. są odbierane za jedną opłatą w każdych ilościach. W okresie jesienno-zimowym dodatkowym problemem jest palenie węglem w piecach, dlaczego? Mieszkamy na osiedlu domków jednorodzinnych, gdzie wszyscy palą węglem łącznie z nami bo niestety najtaniej. Dlatego zimą, szczególnie w bezwietrzny dzień czuć ten spalany węgiel i to dosyć mocno - nad tym bardzo boleję, jednak z przyczyn finansowych niestety nie mamy na to wpływu.
No nic..

Jak poradziliśmy sobie z tematem?
Wpadłam na bardzo ciekawy pomysł wykonania ekologicznych zabawek dla Piotrusia: do zużytej i wyczyszczonej butelki po soku wsypałam kilka guzików i w ten sposób powstała grzechotka, która synkowi naprawdę się spodobała :-)


Z tekturowych rolek po papierze toaletowym wykonałam łańcuch: rolki pokolorowałam kredkami w różnokolorowe pasy, wycięłam, za pomocą ostrej końcówki cyrkla zrobiłam otwory i przewlekłam włóczkę. Łańcuch również się synkowi spodobał.



 Ponieważ Maluch uwielbia być noszonym, często towarzyszy mi przy wykonywaniu różnych czynności np. przy podlewaniu kwiatków, bardzo interesuje się wszelkimi roślinkami i jak tylko je widzi, próbuje złapać i oczywiście zerwać, dlatego muszę mieć się na baczności ;-)
Często z synkiem spacerujemy po lesie, ma on wtedy okazję poznać przyrodę. W listopadzie mieliśmy niespodziewany wyjazd do Warszawy, więc nadarzyła się świetna okazja do spaceru po Łazienkach. Piotruś miał wspaniałą sposobność zobaczyć z bliska wiewiórkę - przyglądał jej się z zaciekawieniem.


Jak ekologia to i fauna: synek często ma okazję zobaczyć pieski i kotki, czy to na spacerze, czy u swojej babci. Przygląda im się uważnie :-) Uczymy go też jak głaskać kotka, aby było mu przyjemnie (to znaczy kotkowi) :-)
Myślę, że temat ekologiczny będziemy wciąż drążyć i drążyć :-)
Pozdrawiamy ciepło!



wtorek, 2 grudnia 2014

Podsumowanie projektu #BLISKOPAD - IV tydzień


Za nami ostatni tydzień projektu #BLISKOPAD. Bardzo cieszymy się, że mogliśmy wziąć w nim udział. Każdy dzień przyniósł nam duuużo radości ze wspólnego spędzania czasu.
Oto jak wyglądał nasz ostatni tydzień:

24. Dzień piżamowy/Dzień kolorowej chustki.
Dzień piżamowy jednak nie do końca mi pasował. Nie lubię chodzić za dnia w piżamie, Piotruś w sumie nie ma piżamki, a do tego naszemu synkowi obojętne jest to, w co jesteśmy ubrani, więc postanowiłam temat zmienić .
Powstał Dzień kolorowej chustki
Wyciągnęłam swoje stare apaszki w różnych kolorach, zrobiłam Piotrusiowi "szlaban", pod którym musiał się przeczołgać i przywiązałam jego ulubioną zabawkę - garnuszek. Nie obyło się też bez ulubionej zabawy w "a kuku".




 25. Zabawy w ciemności.
Na pomysł zabaw w ciemności wpadł Tatuś. Wykorzystaliśmy latarkę i światła muzycznego stoliczka.



26. Malujemy obraz.
O rany! Zrobiłam Bobasowi eko-farbki z barwników spożywczych wedle zaleceń Humy. Tutaj można znaleźć jej przepis.  Niestety efekt był przecwiny od zamierzonego. Piotruś zamiast malować obraz wolał wylewać farbki z pojemników na spodnie i podłogę - miałam co sprzątać :-) Widzę, że z pracami plastycznymi muszę jeszcze trochę poczekać ;-)




27. Turlanki.
Turlaliśmy się na łóżku, na podłodze. Jednak najlepszą zabawą tego dnia było uderzanie pałeczką w pokrywkę garnka :-)) Wydawanie dźwięków to jest to, co mój Skarbek uwielbia najbardziej w ostatnim czasie.


28. Tańce hulańce
Miały być paluszkowe zabawy, ale pomyliło mi się i zrealizowaliśmy temat następny: Tańce hulańce.
Piotruś zawsze lubi jak się z nim tańczy, smieje się wtedy głośno. Dzisiaj zatańczyliśmy w trójeczkę i bobas był bardzo radosny Fotki nie ma, bo byliśmy zajęci tańcem  :-)


29. Paluszkowe zabawy/Przytulanki
Z woli Piotrusia zrobiliśmy przytulankowy dzień - od samego rana synek był lekko apatyczny i chciał tylko na rączki i się przytulać. Więc przytulałam i nosiłam aż w końcu ululałam do snu.  Po południu odwiedziliśmy rodzinę, więc w końcu paluszkowych zabaw nie zrealizowaliśmy.

30. Uroczysty posiłek.
Tego dnia chcieliśmy zjeść razem z synkiem uroczysty obiad, ale Piotruś zrobił się głodny jak rozpoczeliśmy szykowanie obiadu, więc niestety nie mieliśmy wyjścia i bobas musiał zjeść wcześniej Poza tym Piotruś dzisiaj miał ciężki dzień - stan podgorączkowy, nie miał ochoty ani na jedzenie ani na zabawę. Cały dzień przytulałam go i nosiłam. Spędziliśmy niedzielne popołudnie razem w trójeczkę w naszym ulubionym salonie, zaświeciliśmy lampiony i świecę w naszym adewntowym wieńcu. Było ciepło i rodzinnie :-)




Huma dziękujemy Ci za ten projekt :-* Zdrowia dla Ciebie i dzidziusia :-)